Poszukiwanie sensu życia jest jednym z najstarszych i najdonioślejszych, ale i najbardziej frustrujących zajęć ludzkości. Porażki w tym poszukiwaniu stanowią nie tylko przejaw dzisiejszych kryzysów kulturowych i cywilizacyjnych, lecz należą także do głównych ich powodów. Dzisiejsza sztuka i literatura niejako żywi się nimi. Kiedyś analizując dzieło literackie, należało odpowiedzieć na pytanie: "CO AUTOR CHCIAŁ PRZEZ TO POWIEDZIEĆ"; dziś nawet najwięksi autorzy poszukują jedynie nowych środków wyrażenia beznadziejności życia.
Michał Heller


Kiedy czytam, zawsze mam wrażenie, jakbym jadła. Natomiast potrzeba czytania jest jak nieznośny wilczy głód.

Susan Sontag


Literatura to próba zapisania na jakiś twardy dysk tego, co masz na pulpicie.
Agnieszka Wolny-Hamkało

sobota, 31 marca 2012

Kces być panym, to sie tsymej pióra...?

Marian Pilot, Pióropusz, Kraków 2010
''Pióropusz'', Marian Pilot, Wydawnictwo Literackie, Kraków

Czy to podli diabli z mańki mnie zażywają, czy czarowne anioły ręką mą wodzą? Było nie było - niech będzie: lewym mańkiem zostanę, po sto razy na grochu pacierze odmawiać będę - byle jeno darzyły się mi i pisały należyte słowa!
(262)

Starym zwyczajem, czytając zaginam rogi kartek książki, żeby podczas kolejnych kartkowań ukochanych tekstów szybciej przypomnieć sobie wszystko, co najważniejsze. 
W przypadku lektury powieści Mariana Pilota zabieg nie ma  sensu - musiałabym zagiąć niemal wszystkie rogi; nieco ponad trzystustronicowa powieść rozdyma się i zaczyna przypominać wachlarz, jaki za lat dziewczęcych produkowało się z kartek wyrwanych z zeszytu do polskiego.

Doznania językowe niczym podczas lektury Leśmiana. Cóż za słowotwórstwo radosne! Krasomówcza zapalczywość (147) Matki Głównego Bohatera, będącego równocześnie narratorem Pióropusza, rozlewa się jak lawa bogata w olśniewająco celne neologizmy (148). A że dotyczą one przede wszystkim sfery seksualnej, z którą Matka, jak wszystkie matki tamtego czasu, sobie nie radzi, możecie być pewni, że przemówią one do wyobraźni najoporniejszych językowo czytelników.

Historia? Hmmm...życie w poszukiwaniu opowieści. Życie jako opowieść. Opowieść o życiu. 
...Dawno temu (w tamtym, w XX wieku jeszcze) fortuna losu, wrodzona przebiegłość, wyuczona czujność i ustawiczna gotowość do ucieczki właściwa złodziejskiemu rodowi pozwoliła mi ocaleć przed Auschwitz (24).
Świat oglądany oczami dziecka jest miejscem absolutnie bezpretensjonalnym, odbieranym wszystkimi zmysłami; ma w sobie świeżość jaką obdarzyć może go tylko dziecięca wrażliwości. Specyfikę narracji buduje niezwykła perspektywa: oto dorosły Bohater zaczyna snuć swą opowieść przy łożu umierającego ojca, który za życia z powodzeniem realizował się jako wioskowy spec od wszystkiego - sam z siebie, bez nauk, nauczycieli i elementarzy - umiał wszystko i na wszystkim się znał (36). Teraz, pełen  niegdyś sowizdrzalskiego uroku (sowizdrzalskiego upojenia, czy pomroczności, jakby się to może dziś powiedziało 55), przegrywa walkę z własną fizjologią i jawi się synowi niczym ludzki łachman (24).
Rusza zatem galopada synowskich wspomnień; pamięć to jeszcze czy już wyobraźnia...? Jeśli pamięć, to bardzo plastyczna, detaliczna, synestetyczna niemal; jeśli wyobraźnia - nieokiełznana. Najpewniej jedno i drugie; mózg ludzki różne figle płata; kto wie ile w nim wspomnień, ile rojeń.

Ale opowiadana historia wcale nie jest śmieszna, choć zaśmiejecie się podczas lektury nieraz!

Z tego zderzenia poważnej fabuły (bo i historię powojenną tu mamy z jej fanatycznymi pogromowcami zdolnymi do najdzikszych swawoli z nienawistnym rozkopywanie grobu dziecka włącznie i UB, i KC i więzienie, i śmierć dziecka i śmierć ojca, i zdradę w różnych jej odmianach i analfabetyzm ze wszystkimi jego złymi i dobrymi konsekwencjami) i soczystego, sensulanego języka zdolnego z najtrudniejszej, najdramatyczniejszej sceny wydobyć jej komiczne zabarwienie rodzi się opowieść, której formułę trafnie opisuje kabaretowy greps: jaka piękna tragedia! Jaka śmieszna tragedia.
Wykorzystując inne jeszcze skojarzenie (tym razem związane z tytułem sztuki Pawła Demirskiego): to historia jest wesoła, a ogromnie przez smutna.

Powieść Mariana Pilota jest także, a może przede wszystkim, wykładem na temat możliwości kreacyjnych słowa pisanego. Niestety - niemal nieograniczonych.

Ojciec trzymał pisak tak, jak stolarz trzyma w ręku gwóźdź zbyt krzywy, by dało się wbić go w deskę (5). I do końca swoich dni szczycił się swą niepiśmiennością, stawiając tym samym znak równości między umiejętnością pisania a każdą inną, bez której można się (?) obejść. Ale i tak ze wszystkich okolicznych "twórców" wyobraźnię miał najbardziej wybujałą. Przeczytajcie choćby scenę "uprowadzenia" szkolnej tablicy! Dezynwoltura!
Syn, w szkole pisania wyuczony, przez matkę przetrenowany (Bo im bardziej tam w pierdlach gnębili ojca za podeptanie abecadła i obrazę oświaty ludowej, tym twardziej matka wierzyła w literę i pismo [...] 125), z sobie tylko znanego powodu odnajduje w niezwykłej umiejętności perwersyjną niemal pasję, która zawiedzie go w zakazane rewiry i pchnie ku zdradzie.

Duże litery wydawały mi się wtedy - słusznie zresztą? - szacowniejsze i godniejsze od małych, by więc pochlebić Wielmożnemu Adresatowi i przychylnie usposobić go sobie i zyskać dla ojca łaskę, starałem się sadzić je jak najczęściej. nie bez rozwagi jednak i rozmysłu: miałem bowiem rozeznanie zagadnień hierarchii i dla nich zrozumienie, i  wiedziałem, że nic nie może być duże, jeśli coś nie jest małe; jakie jednak słowa skazywać miałem na małość? [...] przypominam sobie jak przez mgłę, że uznawałem wyższość pewnych chwytów ortograficznych na d innymi, ó na przykład wydawało mi sie literą bardziej szacowną i elegancką niż zwykłe u [...] (119-120).

Kto zacz Wielmożny Adresat?
Poczytajcie sami.
To do niego te słowa:

Zwracamy sie Staką Błagalną proźbą My Biedancy i Rolnicy Owysłuchani Naszei Proźby Otusz narzucili Nanas Biedaków i Rolników kursa szkolne i tak nas Nieświadomych eszcze do tych Czas...(121).

Słowo pisane. Zapisane. Nienapisane. Przepisane. Podpisane. Słowo się rzekło. Padły słowa.
Zwarty, ścisły. rzeczowy i obleśny niczym menu nocnej knajpy, złowieszczy, pełen niszczycielskiej energii tekst (316).

W tej naturalistycznej miejscami opowieści zaskakująco wiele jest czułości.
Choćby we fragmentach wspomnień Głównego Bohatera z okresu, kiedy zostawiany przez matkę w wepchniętej pod stół kolebce, wpatrywał się w dębowe niebiosa.
Czyż można pamiętać siebie z okresu niemowlęcego?
Czy można tak poetycko zakodować obraz świata, kiedy się jeszcze dlań nie znajduje podstawowych słów?
Te niespodziewanie liryczne przerywniki dopełniają językowej wirtuozerii Pióropusza.

Gorąco polecam powieść Mariana Pilota do wielokrotnej lektury.
Tylko wtedy uda się Wam wydobyć z niej wszystkie smaczki. Pierwsza lektura nieco ogłusza, zwłaszcza jeśli Czytelnik przywykł do zdań prostych, niezawikłanych konstrukcji językowych a słowotwórstwo mu na co dzień obce.

Warto! Po stokroć warto!
No może nie dosłownie, ale kilka razy - na pewno

Einmal ist keinmal.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pokrytykowałbyś trochę...:) Zapraszam

AddThis