Poszukiwanie sensu życia jest jednym z najstarszych i najdonioślejszych, ale i najbardziej frustrujących zajęć ludzkości. Porażki w tym poszukiwaniu stanowią nie tylko przejaw dzisiejszych kryzysów kulturowych i cywilizacyjnych, lecz należą także do głównych ich powodów. Dzisiejsza sztuka i literatura niejako żywi się nimi. Kiedyś analizując dzieło literackie, należało odpowiedzieć na pytanie: "CO AUTOR CHCIAŁ PRZEZ TO POWIEDZIEĆ"; dziś nawet najwięksi autorzy poszukują jedynie nowych środków wyrażenia beznadziejności życia.
Michał Heller


Kiedy czytam, zawsze mam wrażenie, jakbym jadła. Natomiast potrzeba czytania jest jak nieznośny wilczy głód.

Susan Sontag


Literatura to próba zapisania na jakiś twardy dysk tego, co masz na pulpicie.
Agnieszka Wolny-Hamkało

środa, 21 marca 2012

A kiedy walczył Jakub z aniołem...

Dziś X Światowy Dzień Poezji
Poezja, to - jak słusznie zauważa Adam Zagajewski - małe ziarnko zachwytu, które zmienia smak świata.
Trzy Ziarenka dla Was, Drodzy Czytelnicy, na dosmaczenie Dnia.
Najlepszego.




Tadeusz Różewicz

bez

największym wydarzeniem
w życiu człowieka
są narodziny i śmierć
Boga

ojcze Ojcze nasz
czemu
jak zły ojciec
nocą

bez znaku bez śladu
bez słowa

czemuś mnie opuścił
czemu ja opuściłem
Ciebie

życie bez boga jest możliwe
życie bez boga jest niemożliwe

przecież jako dziecko karmiłem się
Tobą
jadłem ciało
piłem krew

może opuściłeś mnie
kiedy próbowałem otworzyć
ramiona
objąć życie

lekkomyślny
rozwarłem ramiona
i wypuściłem Ciebie

a może uciekłeś
nie mogąc słuchać
mojego śmiechu

Ty się nie śmiejesz

a może pokarałeś mnie
małego ciemnego za upór
za pychę
za to
że próbowałem stworzyć
nowego człowieka
nowy język


opuściłeś mnie bez szumu
skrzydeł bez błyskawic
jak polna myszka
jak woda co wsiąka w piach
zajęty roztargniony
nie zauważyłem twojej ucieczki
twojej nieobecności
w moim życiu

życie bez boga jest możliwe
życie bez boga jest niemożliwe


Płaskorzeźba, Warszawa 1991



Julian Tuwim

Czyhanie na Boga

Kto on zacz - nie wiem, lecz wszędzie Go czuję...
Błąkamy się po gwiazdach, po wichrach, po ziemi,
Każdy z nas przeciwnika wiecznie prześladuje
I ciągleśmy związani myślami tajnemi.

Nie wiem, czyli w Nim znajdę druha czy też wroga,
Czy do stóp Mu się rzucę, czy też Go ukorzę,
Czy na Jego spotkanie ogarnie mną trwoga,
Czy On mnie się przestraszy, gdy Mu drzwi otworzę.

Szukamy siebie wzajem... I każdy się troska,
Każdy się boi wiecznie strasznego spotkania...
Więc błądzimy, wędrowce... Miasto, lasy, wioska
Na naszej drodze... Wszędzie te same pytania.

"Przechodził tu?" - Tak, przeszedł, lecz miał twarz zakrytą.
"A tu był?" - Kto? - "Ten Tajny"... Idź dalej... nie wiemy...
"A może tutaj?" - Skrył się pod cmentarną płytą...
Biegnę!!! Odwalam płytę!... ...Grób pusty... grób niemy...

I tak lata już chodzę, i szukam bez celu...
A wiem, że i On, Straszny, szuka mnie... zlękniony...
Że i On, przeczuwany, pytał o mnie wielu
I przebiegł nadaremno wszystkie świata strony...

Ale dziś, jak szpieg nędzny, wyśledziłem skrycie,
Że będzie tu przechodził... Więc się przyczaiłem,
Czekam... Albo mu oddam wszystko, całe życie,
Albo Go przeklnę za to, że życie strwoniłem...

Wypadnę nań znienacka! Z twarzy Mu zasłonę
Zedrę! Zobaczę, kto On - i On mnie zobaczy!
Staniemy twarz przy twarzy... Oczy spłomienione
Rzucimy sobie wzajem - w szczęściu lub rozpaczy!

Czyham!!! Będzie przechodził... już słyszę krok cichy...
Iść z Nim razem? Nie!!! Ktoś z nas zdobędzie dziś władzę:
Albo za Nim podążę, jak niewolnik lichy,
Albo, jak mocarz władny - sam Go poprowadzę!


1 XI 1914 


Czyhanie na Boga, 1918






 ... i kiedy poczuł, że walczy z Bogiem, zaczął czytać. Potem pisać. Wreszcie zwątpił. 

Dlaczego  najpierw Różewicz, choć późniejszy; potem Tuwim - z początku minionego wieku?


Różewicza podmiot mówiący nie wątpi, że w wątpieniu jedyna pewność; nie bądź pewny, że czas masz, bo pewność niepewna; Tuwima - z genialną dziecięcą naiwnością pewny jest, że nawet jeśli on zwątpi w Boga, Bóg nie zwątpi w niego, mocarza władnego.
Różewicza podmiot mówiący sceptyczny, ściszony acz krzyczący; bogaty w wiedzę trudną, najtrudniejszą wyrażoną słowami prostymi, nośnymi, nabrzmiałymi świadomością, że najważniejsze przychodzi bez szumu skrzydeł bez błyskawic. Tuwima - rozkrzyczany, rozentuzjazmowany, rozedrgany; ileż tu wielokropków, wykrzykników; cóż za przesyt, nadmiar emocji, erotyczna niemal euforia; hiperbolizacja przekazu aż drażni.
U Różewicza lęk, że równowaga jednak krucha, że jeśli wszystko równie ważne, to może nic naprawdę ważne, nic ważniejsze, nic najważniejsze. U Tuwima nadzieja, że jakoś się z Bogiem dogadać można: ktoś z nas zdobędzie dziś władzę, że Bóg negocjuje i szuka człowieka bez względu na jego zbuntowaną duszę; nadzieja - bo wciąż szukamy siebie wzajem, bo wiem, że i On, Straszny, szuka mnie... zlękniony...
Każdy się boi wiecznie strasznego spotkania... ale podmiot mówiący Różewicza boi się dojrzale; konsekwencje tego, co zdarzyło się w jego życiu - przyjmuje. Nie wiem czy z pokorą, ale na pewno z przeświadczeniem, że tak bywa, że nie wszystko toczy się w życiu zgodnie z planem; że wielka improwizacja raczej człowieka myślącego nie ominie. U Tuwima strach ... jaki tam strach, będzie dobrze, będzie wzniośle, będzie bosko.

Różewicz mnie uwiera. Jak w bucie ziarnko piasku. Coraz bardziej.
Chyba Go rozumiem.

Tuwim zaraża entuzjazmem. Czyham. Wciąż liczę na cud.
Chyba go rozumiem.

Wszędzie te same pytania. 

I tylko czasem głos słyszę z zaświatów; Kaczmarski do snu mi śpiewa:



A kiedy walczył Jakub z aniołem
I kiedy pojął, że walczy z Bogiem
Skrzydło świetliste bódł spoconym czołem
Ciało nieziemskie kalał pyłem z drogi
I wołał — Daj mi Panie, bo nie puszczę
Błogosławieństwo na teraz i na potem

A kaftan jego cuchnął kozim tłuszczem
A szaty Pana mieniły się złotem

On sam zaś Pasterz, lecz o rękach gładkich
W zapasach wołał — Łamiesz moje prawa
I żądasz jeszcze abym sam z nich zakpił
Ciebie, co bluźnisz grozisz błogosławił

A szaty jego mieniły się złotem
Kaftan Jakuba cuchnął kozim tłuszczem

W niewoli praw twych i w ludzkiej niewoli
Żyłem wśród zwierząt obce karmiąc plemię
Jeśli na drodze do wolności stoisz
Prawa odrzucę precz a Boga zmienię

I w tym spotkaniu na bydlęcej drodze
Bóg uległ i Jakuba błogosławił
By wolnych poznać po tym, że kulawi.



Kiedyś pisałam: 


      Ów Jakubowy brak pokory to jeden z symptomów nadciągającej, niczym burzowa chmura, transgresji. Starotestamentowy Jakub podobny jest z jednej strony do Mickiewiczowego Gustawa–Konrada–Pielgrzyma, z drugiej do Leśmianowego Pana Błyszczyńskiego. Kategoryczność jego żądań ma w sobie siłę rażenia Konradowej Wielkiej Improwizacji. „Daj mi Panie, bo nie puszczę” woła i Konrad wołał „daj”, dopominając się rządu dusz. „Łamiesz moje prawa / I żądasz jeszcze abym sam z nich zakpił” odpowiada Bóg i tego samego oczekiwał od Boga twórca ogrodu zieleniejącego na wymroczu – „O, Boże, wejdź do mego ogrodu! / Do ogrodu!... Do – mojego!... Do – mojego! [...] / I cóż z tego, że czary!...”. Takie właśnie wytrwałe i natarczywe wołanie do Boga pozbawione znamion pokory rodzi transgresję. W wymienionej trójcy – Jakub, Gustaw–Konrad, Błyszczyński – to bohater Dziadów okazuje się postacią najmniej transgresyjną; rzec można: najspokojniejszą i najpokorniejszą – niczego na Bogu nie wymusi; przeciwnie: podda się Bożej woli i pójdzie wyznaczoną sobie ścieżką. Jakub otrzyma w końcu błogosławieństwo, choć przypłaci je okulawieniem; Błyszczyński odbędzie z Bogiem przechadzkę po gęstwinie, co szumiała poza życia drogowskazem.
Zastanawiający i fascynujący jest u Kaczmarskiego ostatni wers liryku – dlaczegóż „wolnych poznać po tym, że kulawi”? Nasuwa się co najmniej kilka możliwych odpowiedzi.
Kulawość jest pars pro toto niepełnosprawności, upośledzenia narządu ruchu, które uniemożliwia przemieszczanie się tak szybko, jakby się chciało. Jakub został więc w pewien sposób wyhamowany; wstrzymany w biegu – Pan odjął mu  w ł a d z ę  nad własnym ciałem. Prawda: to tylko jedna noga, ale zachwiana została równowaga sprawiająca, że człowiek ma poczucie panowania nad swoim losem. Upośledzając ciało Jakuba, Bóg przyznał prymat jego duszy: uległ i błogosławił, szanując ludzką wolność wyboru w kwestii sposobu porozumiewania się z Absolutem. Nie potraktował Jakuba jak zbuntowanego odszczepieńca; wysłuchał jego natarczywego, niepokornego wołania.
Jest więc Jakubowe upośledzenie stygmatem. Człowiek wolny powinien stanowić najdoskonalszą formę ludzkiej egzystencji, tymczasem Bóg wskazuje na niego jako na formę w pewien sposób „wybrakowaną” – po leśmianowsku: kalekującą. Czego brakuje ludziom wolnym? Odpowiedź na tak postawione pytanie wymaga doprecyzowania kontekstu, w jakim jest stawiane. Otóż wolnym, wierzącym w Boga bezwarunkowo, nie brakuje niczego. Tym zaś, którzy błądzą, wątpią, poszukują, miotają się między skrajnymi do Boga uczuciami i w sytuacji głodu metafizycznego gotowi są nawet na podjęcie transgresyjnych eksperymentów, brak stabilnego oparcia. Przyjmują oni za pewnik, że wolność to całkowita i wyłączna odpowiedzialność za swój los, nie mogą więc powiedzieć – „mam obrońcę Boga, nie przyjdzie na mnie żadna straszna trwoga”. I owa trwoga towarzyszy im nieustannie; trwoga, że może jednak są rzeczy, które od człowieka nie zależą, ale... – nie ma dalszego ciągu, bo rodziłaby się konieczność zawierzenia komu innemu niż ja sam, a dla wierzących jedynie w człowieka oznaczałoby to utratę wolności.
Wolność można też pojmować jako swego rodzaju upośledzenie człowieczego funkcjonowania w grupie, społeczeństwie. Człowiek wolny więcej widzi, rozumie, wie – to żaden luksus; przeciwnie: tak wykorzystana wolność rodzi jedynie ból istnienia, a u jednostek nadwrażliwych może prowadzić do głębokiej melancholii. Wolny nie pędzi przez życie, delektując się każdym drobiazgiem i podziwiając misterną konstrukcję wszechświata.
Wreszcie wolność to świadomość własnych ograniczeń i zgoda na nie. Jakub nigdy już nie rzuci się w pogoń za ciałem nieziemskim, zyskał jednak upragnione błogosławieństwo. „Bóg uległ”, czyli, że w jakiś sposób – sobie tylko wiadomy – jednak zakpił z własnych praw. Pokazał mimo to lwi pazur, okulawiając Jakuba. Raz jeszcze zostało dowiedzione, że transgresyjny eksperyment ma największą wartość, jeśli bunt metafizyczny jest buntem przeciwko Transcendencji. I w tym spotkaniu na bydlęcej drodze dochodzi do najtrudniejszej konfrontacji; czy gdyby naprzeciwko siebie stanęli dwaj ludzie byłoby komu  u l e c...?

Dziś znów wczytuję się w Różewicza, Tuwima i Kaczmarskiego.
Znów więcej pytań niż odpowiedzi.

Wolę pytać.


1 komentarz:

  1. Świetny tekst, chyba zostanę na tym blogu na dłużej! :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Pokrytykowałbyś trochę...:) Zapraszam

AddThis