Poszukiwanie sensu życia jest jednym z najstarszych i najdonioślejszych, ale i najbardziej frustrujących zajęć ludzkości. Porażki w tym poszukiwaniu stanowią nie tylko przejaw dzisiejszych kryzysów kulturowych i cywilizacyjnych, lecz należą także do głównych ich powodów. Dzisiejsza sztuka i literatura niejako żywi się nimi. Kiedyś analizując dzieło literackie, należało odpowiedzieć na pytanie: "CO AUTOR CHCIAŁ PRZEZ TO POWIEDZIEĆ"; dziś nawet najwięksi autorzy poszukują jedynie nowych środków wyrażenia beznadziejności życia.
Michał Heller


Kiedy czytam, zawsze mam wrażenie, jakbym jadła. Natomiast potrzeba czytania jest jak nieznośny wilczy głód.

Susan Sontag


Literatura to próba zapisania na jakiś twardy dysk tego, co masz na pulpicie.
Agnieszka Wolny-Hamkało

wtorek, 14 kwietnia 2015

Gdy droga jest szczęściem



Anna Wojtacha reportaże z Rosji
 Anna Wojtacha, Zabijemy albo pokochamy, ZNAK 2015

Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. Czasem, dla niepoznaki, baba ma swojsko brzmiące imię, choćby Anna, a dla zmylenia przeciwnika, niczym kameleon, wtapia się w tło.

Mogłabym tak siedzieć w nieskończoność. Ludzie, kiedy nie widzą, że są obserwowani, zachowują się naturalnie, wtedy też najlepiej wychodzą na zdjęciach. Jeśli zorientują się, że ktoś na nich patrzy, zaczynają przybierać pozy i robić miny, bo chcą wypaść jak najlepiej. Ja jednak siedzę z boku, więc jestem dla nich prawie niewidoczna – także dzięki temu, że nie mam na sobie strojnej sukienki, nie jestem umalowana ani ładnie uczesana. Jestem więc nikim, zupełnie przezroczysta. Uwielbiam to. Nawet ci, którzy siadają obok mnie, nie zwracają na mnie uwagi. Słucham ich rozmów, podpatruje uśmiechy i zaloty. [215-216]

Ale to nie jedyna taktyka – z natury bowiem baba jest impulsywna.

Dwa razy nie trzeba mi powtarzać. Zrzucamy ubrania i wbiegamy do jeziora. Jest koszmarnie zimne, więc krzyczymy wniebogłosy, ale już po chwili ciało się przyzwyczaja. Kładę się na plecach i pozwalam, by woda mnie unosiła. Ten moment będę pamiętać już zawsze. Poranne mgły, skłębione niskie chmury i wyspa Olchon spoglądająca na mnie majestatycznie. Poczułam się w tym ogromie wody maleńka, a jednocześnie spokojna. [179-180]

I gadatliwa.

Kiedy Igor będzie się wstydził zagadać do dziewczyny, która mu się spodobała, Anna poradzi sobie z tym bez trudu. Bo Anna z zagadywania żyje, uprawiając jeden z najbardziej pasjonujących zawodów świata – dziennikarstwo. Anna, jak trafnie definiuje Igor, zawodowo gada z ludźmi. Fajną robotę ma. Więc ta Anna zagada do każdego i każdego usiłuje przegadać, ale umie też słuchać i z tej prostej przyczyny ludzie chętnie otwierają przed nią swoje serca. 


Wrócić oknem, gdy wywalą drzwiami

Anna Wojtacha, reporterka i korespondentka wojenna, nie zwiedza Rosji. Rosja krąży w jej krwiobiegu wierszami ukochanego Brodskiego, piosenkami Wysockiego, riażanką i zimną wódką. Rosja jest w Wojtachy niewyparzonym języku i umiłowaniu wędrówki. Bo dla reporterki nie istnieje droga do szczęścia – to droga jest szczęściem. Droga… możliwość pokonywania ogromnych odległości koleją transsyberyjską albo podłej konduity stateczkiem. Piechotą z plecakiem albo marszrutką. Byle z ludźmi, z autochtonami, od których nikt lepiej Rosji nie opowie. Rosja… stan umysłu, sfochowana kochanka, do której się wraca oknem, kiedy wywalą cię drzwiami.
Rozwaga? Przereklamowana. Gdyby tak cięgle kalkulowała, na pewno nie wdałaby się w romans z Ogim. Nie zabrałaby do ZOO Sapika. 

Wojtacha pisze jakby biegła. Opowiada jakby między nią a czytelnikiem nie było bariery papierowego (elektronicznego) medium. Tajga obnaża ludzi [126], Wojtacha obnaża ich sposób myślenia o sobie, Rosji, świcie, cudzoziemcach. Obnaża i siebie: pod pokładami rubasznego, często wulgarnego języka (jakże inaczej rozmawiać z funkcjonariuszami Służby Bezpieczeństwa: metafory rosyjskich bardów nic tu nie wskórają!); pod maską człowieka, który sobie zawsze poradzi odnajdujemy liryczną duszę i niesamowitą wrażliwość na los człowieka – pojedynczego bytu, równocześnie twórcy i ofiary historii kraju, w którym wciąż nie wiadomo czy mówić, co mówić, przy kim mówić… Spotkania Anny Wojtachy z ludźmi, którym hołd oddaje również i w ten sposób, że ich imiona są tytułami poszczególnych rozdziałów, zawsze owocują podjęciem przez reporterkę spontanicznej próby zbawiania świata. Ot, choćby Ninoczka, prostytutka – tak chciałoby się, żeby przyjęła Anny pomoc. Albo Aleksander, zniszczone przez wojnę dorosłe dziecko Nadii: czemu na chwile zbudzony z letargu nie spróbuje wszystkiego poukładać? Wojtacha wyciąga rękę i precyzyjnie swoje kroki opisuje, ale żadnego ze swych rozmówców nie naciska. Sama przecież nie da się do niczego zmusić…

Kochać na zabój

Empatia z jaką Anna Wojtacha opowiada o swoich towarzyszach podróży przez życie jest chyba w tomie reportaży „Zabijemy albo pokochamy” najważniejsza. Symbolika tytułu wykracza daleko poza potoczne rozumienie relacji polsko – rosyjskich. Okazuje się bowiem, że w słowach tych (a nie jest to żadna licentia poetica, a słowa człowieka z krwi i kości – którego z napotkanych przez Wojtachę Rosjan poszukajcie sami) kryje się pewien paradoks: można kochać i zabić; można kochać mimo tego, że ktoś zabija nas na raty; można, wreszcie, umrzeć z miłości.
Anna Wojtacha kocha Rosję na zabój, a ta się często marnie odwzajemnia. Nic jednak nie wskazuje na to, żeby panie zamierzały się rozstać. Ostatecznie Rosja to Rosjanie – nie wizy, konsulaty, wiadome służby… Ludzie, bez których reporterka żyć nie chce i umie.
Dla czytelnika – na szczęście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pokrytykowałbyś trochę...:) Zapraszam

AddThis