Poszukiwanie sensu życia jest jednym z najstarszych i najdonioślejszych, ale i najbardziej frustrujących zajęć ludzkości. Porażki w tym poszukiwaniu stanowią nie tylko przejaw dzisiejszych kryzysów kulturowych i cywilizacyjnych, lecz należą także do głównych ich powodów. Dzisiejsza sztuka i literatura niejako żywi się nimi. Kiedyś analizując dzieło literackie, należało odpowiedzieć na pytanie: "CO AUTOR CHCIAŁ PRZEZ TO POWIEDZIEĆ"; dziś nawet najwięksi autorzy poszukują jedynie nowych środków wyrażenia beznadziejności życia.
Michał Heller


Kiedy czytam, zawsze mam wrażenie, jakbym jadła. Natomiast potrzeba czytania jest jak nieznośny wilczy głód.

Susan Sontag


Literatura to próba zapisania na jakiś twardy dysk tego, co masz na pulpicie.
Agnieszka Wolny-Hamkało

niedziela, 4 stycznia 2015

Zaćmienie słońca w sercu

Mogłabym zacząć tak: naiwnie liczyłam, że uzyskam odpowiedź. Że dowiem się, jak to się dzieje, że czasem człowiek przez całe życie jest w nastroju nieprzysiadalnym. Że szuka stolika w ciemnym kącie, ale chce aby stolik usytuowany był tak, że można przy nim siedzieć i obserwować. Innych. I żeby ci inni nie podchodzili zbyt blisko. Żeby byli - na odległość ręki, nawet mówili do ciebie - listami, ale jednak zachowywali dystans. 
Mogłabym zacząć tak: naiwnie liczyłam, że jest pierwsza przyczyna. Jedna przyczyna. Jest powód. Proste zależności: jeśli A, to B. Potem C, D, E... Że Na każde pytanie jest odpowiedź.
Ale to przecież nieprawda.
Liczyłam na to, że upewnię się w swoich intuicjach: są przesłanki, są punkty graniczne, są znaki, symptomy, ale
I to ale fascynowało mnie w Beksińskich najbardziej. 
Mogłabym zacząć tak: naiwnie liczyłam, że padnie diagnoza. W ciemnym kącie na stoliku Magdalena Grzebałkowska porzuciła plik papierów - co za fascynująca medykalizacja wywodu... - a tam obłe metaforyczne sformułowania psychiatryczne. Jasna sprawa.
Ale to przecież  nieprawda.
Liczyłam na to, że nie będzie prostych przekładni, domorosłych diagnoz; że zza węgła nie wyskoczy mi żaden Freud. Liczyłam na to, że nikt mi niczego nie ułatwi. 
I nie ułatwił.


Muzyka towarzyszy Beksińskim podczas pracy twórczej i w życiu codziennym.
Najpierw Zdzisław: twierdzi, że potrzebuje wokół siebie huraganu dźwięków, marzy o aparaturze tak głośnej, że pocieknie mu krew z uszu. Na prośbę domowników czasem słucha muzyki w słuchawkach. Pod koniec życia będzie nosił aparat słuchowy. Ale nawet wtedy nie będzie słyszał. Nie będzie słuchał. Nie będzie chciał słuchać - Nie zabiega o znajomych, nie dzwoni do nich. Wojciech Skorodzki: "Kiedy dzwoniłem, stawiał mi warunki: >>Chcesz mnie odwiedzić, powiedz, o czym chcesz rozmawiać, bo ja czasu marnować nie będę<<". [408]
Zapytany o muzykę w swoim życiu, odpowiada: W ciągu dnia ciszy wręcz nie cierpię. Gotów jestem włączyć odkurzacz, by nie doznawać ciszy. Oczywiście są też dźwięki, których nienawidzę: traktory, małe dzieci, psy, ptaki, pijący, [...]. Tak więc muzyka stanowi izolator, wtedy, gdy u sąsiada płacze dziecko, natomiast z reguły słucham jej dla siebie samej. 

Potem Tomasz: Jeśli Zdzisław jest melomanem, staje się nim też Tomek. [109]
Potem Tomasz ukształtuje gust muzyczny wielu osób.
Potem Tomasz odnajdzie się w prowadzeniu audycji radiowych - Po raz pierwszy w życiu czuję, że nie marnuję czasu [...] [252]
Pierwszy.
Jedyny?
Ostatni?
Chce rozmawiać wyłącznie o muzyce (wie, że znajomi się nudzą), w listach całe strony poświęca analizie nowych płyt i poszczególnych utworów, zwierza się, że przy muzyce często płacze.
Zdzisław Beksiński zauważa, że synowi rozmowa o płytach zastępuje kontakty duchowe. Potrafią spalać się w dyskusjach nad Kate Busch (dla Zdzisława jest denna, ale Tomkowi się podoba) lub Patti Smith (ojcu się podoba nowa płyta, syn woli poprzednią). Ale nie potrafią rozmawiać o innych sprawach. [220]

Niektórzy mają dar niesłyszenia. Dźwiękowa tapeta towarzyszy im całe dnie: w domu, w pracy, u fryzjera, podczas zakupów. Coś leci. Beksińscy mieli dar niesłuchania. I zagłuszania. Ściana dźwięków pomagała odseparować się od siebie nawzajem, od innych ludzi, od świata.
O, jakże wspaniale brzmią te opowieści o gromadzeniu płyt; o wyścigu z czasem - żeby ktoś "na zachodzie" kupił ten krążek właśnie dziś, w dniu wydania i żeby Tomasz jeszcze wieczorem mógł go obracać w niecierpliwej dłoni. Pierwszy w Polsce ma płytę Pink Floyd The Final Cut. [252]
Jak fenomenalnie współgra z twórczym natchnieniem Zdzisława uwielbienie dla dźwięków głośnych, za głośnych, nieznośnie głośnych.

 "Beksińscy. Portret podwójny" nie rani czytelnika po dwakroć - rani po stokroć.
Perfekcyjnie skonstruowana proza reportażowa prowadzi nas przez dwie biografie sprzęgnięte w zupełnie niezrozumiały sposób. W relacji ojciec-syn nie ma więzi: Przez osiem lat małżeństwa wstrzymywałem się od zrobienia samego dziecka i nigdy nie chciałem, ale jakoś nas tak nas zmuszono gadaniem, prowincja i w ogóle". [64] W relacji mistrz-uczeń nie ma żaru, jest wyścig: Jeśli ojciec kocha muzykę, syn kocha ją po dwakroć. Jeśli ojciec chce mieć dużo płyt, syn pożąda ich dwa razy więcej. Jeśli ojciec nie potrafi bez muzyki malować, syn nie umie bez niej żyć". [220] Noszą to samo nazwisko, dzielą pasje i są sobie zupełnie obcy.
Zdzisław Beksiński nigdy nie uderzy swojego syna.
Zdzisław Beksiński nie przytuli swojego syna. [89]
Między Tomaszem a Zdzisławem - Zofia. Zosia. Żona i matka. Kobieta, która nigdy nie kupiła sobie biżuterii, bo nie przyszło jej to do głowy. Żona-cień i matka-chłopiec-do-bicia. Portret przejmujący niemniej niż dwa poprzednie.
Obok Tomasza - kobiety. Złe kobiety. Babsztyle. Humanoidy rodzaju żeńskiego. Buble genetyczne. Naczynia interesownej podłości. Ile razy można umrzeć z miłości, nieumiejętność zadzierzgiwania i podtrzymywania więzi maskując mizoginią?

Magdalena Grzebałkowska nie ocenia. Pojedyncze zdania odautorskiego komentarza precyzyjnie wmontowuje między wypowiedzi swoich bohaterów. Zawsze znajdują się tam, gdzie powinny. Zawsze, niczym zbłąkany pocisk, ranią czytelnika znienacka. I celnie. I celne, najcelniejsze jest zdanie ropoczynające pierwszy rozdział opowieści: Dom zwodził na manowce każdego, kto próbował go ogarnąć i zrozumieć". [9] Zwiedzie też Ciebie Czytelniku. Nie szukaj prostych przekładni, domorosłych diagnoz. Nikt Ci niczego nie ułatwi. Możesz tylko zajrzeć do tego domu przez okno. Co to za dom, fundamenty w nim drżą...

Budynek, a zaraz kupa desek. Jeszcze ogród, a już zaorana ziemia. 
Studnia zostaje. Właściwie nie wiadomo dlaczego.
Na parceli po Beksińskich nigdy nic nie powstanie. To już postanowione.
W roku 2012 zajrzę do studni. Będzie wypełniona śmieciami. [211]
 

***

A może... to było tak, jak zaćmienie słońca w sercu? [Sted]

Może Tomasza  w najgłębszą ciemność strącił największy blask ? [Sted]


Pomarli jak żyli - z obłędem, co w oczach się nie mieści.

Jak bez rąk byli z rękami - Jak bez nóg byli z nogami - Jak bez ust byli z ustami...  [Sted]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pokrytykowałbyś trochę...:) Zapraszam

AddThis