Poszukiwanie sensu życia jest jednym z najstarszych i najdonioślejszych, ale i najbardziej frustrujących zajęć ludzkości. Porażki w tym poszukiwaniu stanowią nie tylko przejaw dzisiejszych kryzysów kulturowych i cywilizacyjnych, lecz należą także do głównych ich powodów. Dzisiejsza sztuka i literatura niejako żywi się nimi. Kiedyś analizując dzieło literackie, należało odpowiedzieć na pytanie: "CO AUTOR CHCIAŁ PRZEZ TO POWIEDZIEĆ"; dziś nawet najwięksi autorzy poszukują jedynie nowych środków wyrażenia beznadziejności życia.
Michał Heller


Kiedy czytam, zawsze mam wrażenie, jakbym jadła. Natomiast potrzeba czytania jest jak nieznośny wilczy głód.

Susan Sontag


Literatura to próba zapisania na jakiś twardy dysk tego, co masz na pulpicie.
Agnieszka Wolny-Hamkało

środa, 30 listopada 2011

Eros i Thanatos







Jan Lechoń


[Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczą główną...]


Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczą główną,
Powiem ci: śmierć i miłość - obydwie zarówno.
Jednej oczu się czarnych, drugiej - modrych boję.
Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.


Przez niebo rozgwieżdżone, wspośród nocy czarnej,
To one pędzą wicher międzyplanetarny,
Ten wicher, co dął w ziemię, aż ludzkość wydała,
Na wieczny smutek duszy, wieczną rozkosz ciała.


Na żarnach dni się miele, dno życia się, wierci
By prawdy się najgłębiej dokopać istnienia -
I jedno wiemy tylko. I nic się nie zmienia.
Śmierć chroni od miłości, a miłość od śmierci.


Błogosławiony stan, w którym nie ma się profesjonalnych narzędzi do analizy formalnej tekstu lirycznego! Można zachwycać się do woli, smakować niedopowiedzenia, wieloznaczności, iskrzenia na styku słów i zdań; można uczynić rozbieranie wiersza rozbieraniem do snu: delikatnym, finezyjnym lub przeciwnie - ognistym i namiętnym, zawsze jednak emocjonalnym. Z chwilą, gdy czytelnik poezji dostaje do ręki słownik literackich terminów, zarys poetyki ogólnej i ostatecznie legitymację do rozbierania fachowego - czar pryska. Umie, rozumie i z zawrotną prędkością się znieczula. Miast powiewu róży przerzuconej nad ogrodem słychać jeno kakofonię przelatujących synekdoch, augmentativów i peryfraz tudzież łomot rozmontowywanych strof i wersów.
A przecież najbardziej kocha się zwykle te wiersze, które po pierwszej lekturze zdają się nie wymagać analizy i interpretacji. Nagle niebo się otwiera i człowiek wie: to jest to; wszystko jasne i proste; zrozumiałe i empatycznie wchłonięte w krwiobieg. Namysł przychodzi później. Pozorna prostota tekstu - niektórzy skłonni są nawet twierdzić: zbytnia lub wręcz prostactwo - okazuje się świadomie zastosowanym elementem kompozycji; lepem, na który, niczym śnięta mucha, zostaliśmy złapani, by poczuć ból istnienia. Dzieje się bowiem tak, że poezja wysokich lotów ma za zadanie zmusić czytelnika do myślenia o ... sobie samym. Nie o wierszu jako takim; nie o tych wszystkich metaforach, które szkoła każe mu wynajdywać i katalogować; wreszcie: nie o tym, co poeta miał na myśli. Wiersz tyle waży, ile pot wyciśnięty z czytającego: poczucie, że dotyka się kwestii rudymentarnych i ostatecznych, choć czasem nie ma się pojęcia dlaczego akurat teraz, dlaczego przy lekturze tego tekstu, zdaje się być nie do przecenienia.
By prawdy się najgłębiej dokopać istnienia, trzeba przeczytać milion wierszy; ostanie się kilka. Kilkanaście. Kilkadziesiąt może. I każdy będzie mówił Ci o Tobie coś nowego; coś, czego istnienie przeczuwałeś ale bałeś się rozmawiać o tym ze sobą wprost. Wiersz taki odziera Cię z patyny hipokryzji, odkrywając pod spodem Ciebie prawdziwego. Jeśli tak to poczujesz - wygrałeś. Wszystko jedno czy jesteś przypadkowym czytelnikiem, czy wytrawnym znawcą. 
"Mój Lechoń" z tomu Srebrne i czarne należy właśnie do tej kategorii liryków.
Krótki, zwarty i gotowy. Jest w nim wszystko, co dla mnie w życiu najważniejsze. Czegóż miałabym dokonać, by wydobyć z niego tę esencję, którą karmię się już od lat wielu? Policzyć strofy? Wersy? Sklasyfikować rymy? Można. Mogę. Po co? Nie wiem. Szkolna interpretacja wiersza idzie zawsze nieuchronnie w jednym kierunku: ku "streszczeniu tekstu własnymi słowami". Tylko po co Ci wtedy oryginał - piszesz od nowa coś, co staje się nowym, innym tekstem i nic nie ma wspólnego ze źródłem, od którego zaczęła się Twoja podróż. Może lepiej poszukać kolejnego liryku, z którym "ten Twój" wejdzie w intertekstualny dialog. I wtedy otworzy się kolejne niebo i wytyczy kolejna ścieżka: wąska, kręta i znów prowadząca do ... siebie. Zatęsknij! Nie wiesz za czym, nie wiesz za kim? - Może za sobą prawdziwym...
"Mój Lechoń" najchętniej rozmawia z pewnym "Moim Grochowiakiem". Oto on:

***

Dla zakochanych to samo staranie - co dla umarłych,
Desek potrzeba zaledwie też sześć,
Ta sama ilość przyćmionego światła.

Dla zakochanych te same zasługi - co dla umarłych,
Pokój z miłością otoczcie bojaźnią,
Dzieciom zabrońcie przystępu.

Dla zakochanych - posępnych w radości - te same suknie.
Nim drzwi zatrzasną,
Nim zasypią ziemię,
Najcięższy brokat odpadnie z ich ciał.

**********************************************

To, o czym piszę nie oznacza wcale, że analiza i interpretacja poezji lirycznej jest mi obmierzła. Przeciwnie: kocham to rozbieranie do snu... Tylko że aby odnaleźć w rozbieraniu pierwotną przyjemność i naiwną radość ze złudzenia, że się rozwiązało zagadkę, trzeba czasem wrócić do początku: wiary i czucia, że poezja to coś znacznie więcej, niż pięć strof po pięć wersów ze średniówką po siódmej ...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pokrytykowałbyś trochę...:) Zapraszam

AddThis