Jan Lechoń
[Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczą główną...]
Pytasz, co w moim życiu z wszystkich rzeczą główną,
Powiem ci: śmierć i miłość - obydwie zarówno.
Jednej oczu się czarnych, drugiej - modrych boję.
Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.
Przez niebo rozgwieżdżone, wspośród nocy czarnej,
To one pędzą wicher międzyplanetarny,
Ten wicher, co dął w ziemię, aż ludzkość wydała,
Na wieczny smutek duszy, wieczną rozkosz ciała.
Na żarnach dni się miele, dno życia się, wierci
By prawdy się najgłębiej dokopać istnienia -
I jedno wiemy tylko. I nic się nie zmienia.
Śmierć chroni od miłości, a miłość od śmierci.
Błogosławiony stan, w którym nie ma się profesjonalnych narzędzi do analizy formalnej tekstu lirycznego! Można zachwycać się do woli, smakować niedopowiedzenia, wieloznaczności, iskrzenia na styku słów i zdań; można uczynić rozbieranie wiersza rozbieraniem do snu: delikatnym, finezyjnym lub przeciwnie - ognistym i namiętnym, zawsze jednak emocjonalnym. Z chwilą, gdy czytelnik poezji dostaje do ręki słownik literackich terminów, zarys poetyki ogólnej i ostatecznie legitymację do rozbierania fachowego - czar pryska. Umie, rozumie i z zawrotną prędkością się znieczula. Miast powiewu róży przerzuconej nad ogrodem słychać jeno kakofonię przelatujących synekdoch, augmentativów i peryfraz tudzież łomot rozmontowywanych strof i wersów.
A przecież najbardziej kocha się zwykle te wiersze, które po pierwszej lekturze zdają się nie wymagać analizy i interpretacji. Nagle niebo się otwiera i człowiek wie: to jest to; wszystko jasne i proste; zrozumiałe i empatycznie wchłonięte w krwiobieg. Namysł przychodzi później. Pozorna prostota tekstu - niektórzy skłonni są nawet twierdzić: zbytnia lub wręcz prostactwo - okazuje się świadomie zastosowanym elementem kompozycji; lepem, na który, niczym śnięta mucha, zostaliśmy złapani, by poczuć ból istnienia. Dzieje się bowiem tak, że poezja wysokich lotów ma za zadanie zmusić czytelnika do myślenia o ... sobie samym. Nie o wierszu jako takim; nie o tych wszystkich metaforach, które szkoła każe mu wynajdywać i katalogować; wreszcie: nie o tym, co poeta miał na myśli. Wiersz tyle waży, ile pot wyciśnięty z czytającego: poczucie, że dotyka się kwestii rudymentarnych i ostatecznych, choć czasem nie ma się pojęcia dlaczego akurat teraz, dlaczego przy lekturze tego tekstu, zdaje się być nie do przecenienia.
By prawdy się najgłębiej dokopać istnienia, trzeba przeczytać milion wierszy; ostanie się kilka. Kilkanaście. Kilkadziesiąt może. I każdy będzie mówił Ci o Tobie coś nowego; coś, czego istnienie przeczuwałeś ale bałeś się rozmawiać o tym ze sobą wprost. Wiersz taki odziera Cię z patyny hipokryzji, odkrywając pod spodem Ciebie prawdziwego. Jeśli tak to poczujesz - wygrałeś. Wszystko jedno czy jesteś przypadkowym czytelnikiem, czy wytrawnym znawcą.
"Mój Lechoń" z tomu Srebrne i czarne należy właśnie do tej kategorii liryków.
Krótki, zwarty i gotowy. Jest w nim wszystko, co dla mnie w życiu najważniejsze. Czegóż miałabym dokonać, by wydobyć z niego tę esencję, którą karmię się już od lat wielu? Policzyć strofy? Wersy? Sklasyfikować rymy? Można. Mogę. Po co? Nie wiem. Szkolna interpretacja wiersza idzie zawsze nieuchronnie w jednym kierunku: ku "streszczeniu tekstu własnymi słowami". Tylko po co Ci wtedy oryginał - piszesz od nowa coś, co staje się nowym, innym tekstem i nic nie ma wspólnego ze źródłem, od którego zaczęła się Twoja podróż. Może lepiej poszukać kolejnego liryku, z którym "ten Twój" wejdzie w intertekstualny dialog. I wtedy otworzy się kolejne niebo i wytyczy kolejna ścieżka: wąska, kręta i znów prowadząca do ... siebie. Zatęsknij! Nie wiesz za czym, nie wiesz za kim? - Może za sobą prawdziwym...
"Mój Lechoń" najchętniej rozmawia z pewnym "Moim Grochowiakiem". Oto on:
***
Dla zakochanych to samo staranie - co dla umarłych,
Desek potrzeba zaledwie też sześć,
Ta sama ilość przyćmionego światła.
Dla zakochanych te same zasługi - co dla umarłych,
Pokój z miłością otoczcie bojaźnią,
Dzieciom zabrońcie przystępu.
Dla zakochanych - posępnych w radości - te same suknie.
Nim drzwi zatrzasną,
Nim zasypią ziemię,
Najcięższy brokat odpadnie z ich ciał.
**********************************************
To, o czym piszę nie oznacza wcale, że analiza i interpretacja poezji lirycznej jest mi obmierzła. Przeciwnie: kocham to rozbieranie do snu... Tylko że aby odnaleźć w rozbieraniu pierwotną przyjemność i naiwną radość ze złudzenia, że się rozwiązało zagadkę, trzeba czasem wrócić do początku: wiary i czucia, że poezja to coś znacznie więcej, niż pięć strof po pięć wersów ze średniówką po siódmej ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pokrytykowałbyś trochę...:) Zapraszam