Poszukiwanie sensu życia jest jednym z najstarszych i najdonioślejszych, ale i najbardziej frustrujących zajęć ludzkości. Porażki w tym poszukiwaniu stanowią nie tylko przejaw dzisiejszych kryzysów kulturowych i cywilizacyjnych, lecz należą także do głównych ich powodów. Dzisiejsza sztuka i literatura niejako żywi się nimi. Kiedyś analizując dzieło literackie, należało odpowiedzieć na pytanie: "CO AUTOR CHCIAŁ PRZEZ TO POWIEDZIEĆ"; dziś nawet najwięksi autorzy poszukują jedynie nowych środków wyrażenia beznadziejności życia.
Michał Heller


Kiedy czytam, zawsze mam wrażenie, jakbym jadła. Natomiast potrzeba czytania jest jak nieznośny wilczy głód.

Susan Sontag


Literatura to próba zapisania na jakiś twardy dysk tego, co masz na pulpicie.
Agnieszka Wolny-Hamkało

czwartek, 15 grudnia 2011

Stalowe magnolie

  W poezji najbardziej cenię skondensowanie.
Esencjonalność. Oszczędność. Wywar.
To, co najważniejsze, najsmutniejsze, najbardziej radosne, warte zastanowienia, zapamiętania lub zapomnienia; co bardzo boli lub wzrusza; nakazuje zapaść w letarg lub nie daje zasnąć ... - wszystko to i jeszcze więcej poezja ekstrahuje z jazgotu słów i przyszpila.

Nie wierzę w śmierć autora. 
Każdy tekst wyrasta z osobistych doświadczeń (doznań, przemyśleń, olśnień, zwątpień, zachłyśnięć...) KOGOŚ. Autora. Nawet, jeśli przed sobą ucieka. Zwłaszcza, jeśli przed sobą ucieka. Zwłaszcza, jeśli narratorem opowieści czyni stołową nogę albo kota, a bohaterem lirycznym wiersza - cebulę lub kamień. Oczywiście sprzeciwiam się prostackiemu odczytywaniu tekstu przez pryzmat biografii autora, jednak biografia ta w pewnej mierze jest tekstu akuszerką.
O wiele ważniejsza jest biografia czytelnika; to ona ostatecznie stanowi o odczytaniu i zrozumieniu (lub nie), odczuciu i oswojeniu (lub nie...) każdego literackiego artefaktu.
Jeśli wyobrazić sobie biografię na kształt naczynia ze świeżym mlekiem, to prozaik owo naczynie chwyta i czem prędzej wypija duszkiem. I pojawiają się słowa, zdania, opisy, dialogi, rozdziały... tomy, dylogie, trylogie, sagi... Poeta maleńką łyżeczką zbiera z powierzchni mleka śmietankę i delikatnie przekłada do porcelanowego dzbanuszka. Niech sobie postoi. Odstoi się. Albo zje się zaraz, słodziutką, albo skwaśnieje - też smaczna.

Na styku doświadczeń autora i czytelnika rodzi się niezwykła nić porozumienia, o której obydwaj nie mają pojęcia. Przeskakuje iskra rozpalająca właśnie w tym konkretnym czytelniku płomień miłości do tekstu, który na innym nie zrobi najmniejszego wrażenia. I umarł w butach - od tekstu już nie ma ucieczki. Chodzi za czytelnikiem jak cień; wpisuje się w dedykacje na książkach ofiarowywanych przyjaciołom; mówi się sam podczas gotowania obiadu i mycia zębów; śni się i pcha pod pióro, gdy tylko w zasięgu ręki pojawia się kartka papieru...
Nie daje żyć.
Wreszcie daje żyć.

Pierwszy był ten:

Anna Świrszczyńska


Ogniotrwały uśmiech


Znalazłam w sobie siłę,
żaden człowiek mi jej nie odbierze.
Człowieka
można zastąpić.
Zapłaciłam za tę naukę
cenę, której jest warta.


Przeszłam przez kąpiel ognia,
jak wybornie 
wzmacnia ogień.
Wyniosłam z niego
ogniotrwały uśmiech.
Nikogo już nie poproszę,
żeby mi położył rękę na głowie.
Oprę się
o siebie.


Jak średniowieczne miasto jestem zamknięta,
zwodzony most się podniósł.
Możecie to miasto zabić,
lecz nikt nie wejdzie.

Piękny i straszny (jaka piękna tragedia...). Strasznie piękny. Pięknie straszny. Ciężki. Za ciężki, żeby go nosić na co dzień, a jednak noszony. Na rękach. W głowie. W sercu. Boli, uwiera, męczy.
Nie sposób bez niego żyć.
Potem, dużo później, pojawił się kolejny:

Urszula Kozioł


***


budzę się w środku nocy                                
nasłuchuję bicia twego serca
oburącz
chwytam się twej dłoni bezwładnej
za sprawą snu
pobudzam ją do ruchu
a kiedy daje znak że jest
że czuje
czepiam się jej jak tonący
czepia się czegokolwiek
co pozwoli mu się utrzymać na powierzchni
i dobić do jakiegoś brzegu






Najpierw przyszło przeczucie: że to o tym samym. Identyczna samotność i czerpana z niej siła. Osobność. Wsobność. Niezamierzona, niekoniecznie ukochana, ale oswojona; rozpoznana. Niemożność wsparcia się na kimś; na kimkolwiek. Nawet nie: samotność we dwoje -  samotność egzystencjalna, immanentna. Granice przyjaźni, miłości, empatii. Terytorium, na które nikt poza mną nie ma wstępu.
Czepianie się czegokolwiek i dobijanie do jakiegoś brzegu - dramatyczne. Chaos. Przypadkowość.

I ta niepokojąca  możliwość dwojakiego odczytania:

"chwytam się twej dłoni bezwładnej za sprawą snu" a potem "pobudzam ją do ruchu"

czy

"chwytam się twej dłoni bezwładnej" a potem "za sprawą snu pobudzam ją do ruchu"

Życie czy śmierć? Nadzieja czy zwątpienie? Jeszcze szansa na podniesienie zwodzonego mostu czy już tylko złudzenia...

Teksty ołowiane. Teksty puchowe.
Stalowe magnolie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pokrytykowałbyś trochę...:) Zapraszam

AddThis