Poszukiwanie sensu życia jest jednym z najstarszych i najdonioślejszych, ale i najbardziej frustrujących zajęć ludzkości. Porażki w tym poszukiwaniu stanowią nie tylko przejaw dzisiejszych kryzysów kulturowych i cywilizacyjnych, lecz należą także do głównych ich powodów. Dzisiejsza sztuka i literatura niejako żywi się nimi. Kiedyś analizując dzieło literackie, należało odpowiedzieć na pytanie: "CO AUTOR CHCIAŁ PRZEZ TO POWIEDZIEĆ"; dziś nawet najwięksi autorzy poszukują jedynie nowych środków wyrażenia beznadziejności życia.
Michał Heller


Kiedy czytam, zawsze mam wrażenie, jakbym jadła. Natomiast potrzeba czytania jest jak nieznośny wilczy głód.

Susan Sontag


Literatura to próba zapisania na jakiś twardy dysk tego, co masz na pulpicie.
Agnieszka Wolny-Hamkało

sobota, 23 czerwca 2012

Wylinka


Ewa Madeyska, Katoniela, Kraków 2007

...od małżeństwa nagłego a niespodziewanego zachowaj mnie, Panie, przemknęło przez myśl Anieli. (51)

Czasem tak sobie myślę, że czytanie książek, które utwierdzają mnie w moich najgłębszych przekonaniach i intensyfikują emocje skrzętnie na co dzień ukrywane, to z jednej strony pójście na łatwiznę: jak przekonywanie przekonanych w kampanii wyborczej; z drugiej zaś niepotrzebny masochizm.

"Katonielę" wywabiła z półki, na której leżakowała niczym wino i niczym wino nabierała smaku, zapachu i intensywnej barwy, recenzowana przeze mnie ostatnio powieść Natalii Bobrowskiej - Ewa Madeyska zarekomendowała debiut Młodej Autorki na okładce.
Kiedy "Katoniela" się ukazała (rok 2007!), wiedziałam, że muszę ją przeczytać.
I rychło nabyłam.

I leżała na półce, bo wraz z nią nabyłam prawdopodobnie stosik cały i ... zapomniałam.
I dobrze.

Przeczytałam teraz na jednym wdechu.

Za styl narracji i sposób dawkowania emocji - chapeau bas! Biblijno - katechizmowa stylizacja językowa, wyraźnie wydłuża dystans między narratorem i opowiadaną przez niego historią, ale równocześnie skraca dystans między nim, a bohaterami. Zupełnie jakby narrator chciał dać czytelnikowi, do zrozumienia, że opowiadana przez niego historia - historia banalna, powszednia jak chleb, jest niczym skóra, którą się zrzuca. Jak płaszcz, z którego się wyrasta; jak czasza spadochronu, na którym skoczyło się w otchłań, w nadziei, że życie uratuje jednak, a która teraz, opadłszy na głowę, miast wyzwolić - krępuje ruchy, pęta kostki - ale przecież można się z niej wyplątać, wywikłać!

I że człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać.

Informacje kluczowe dawkuje narrator powoli, omotując gęstą siecią retardacji, i w momentach, w których czytelnik się ich właściwie nie spodziewa. I, rewelacyjny to zabieg, czyni to przy pomocy jednego słowa, albo króciutkiego zdania. Zabieg ten działa jak wodny bicz, bicz boży, ukłucie szpilą. Pięścią między oczy raz. Dwa. Kilka razy.
Ach, więc to taaak...rany, jednak...o, Boże...

Za kilka fragmentów, będę powieść Madeyskiej wielbić ze względów bardzo osobistych i z tego powodu nie mogę ich zacytować. 
Przeczytajcie sami i swoje rogi, zaprawdę powiadam wam, zaginajcie.

Przy całym dramatyzmie, a nawet tragizmie historii Anieli i Totalnego, Marty, Poli i Jerza powieść Madeyskiej jest nieodparcie humorystyczna. Patos i komizm mieszają się w idealnych proporcjach, choć sceny zapierające dech w piersiach z powodu żalu bezbrzeżnego nad bohaterami (i nad sobą samym...) jednak głębiej zapadają w pamięć.

Obnażając parszywe społeczne i kulturowe mechanizmy, pozostaje narrator osobą całkowicie pozbawioną zjadliwości, mentorskiego zaśpiewu; nie idzie na łatwiznę umoralniających komentarzy. 
Czytelniku rozważ to, co najważniejsze w sercu swoim.

I leżała na półce, bo wraz z nią nabyłam prawdopodobnie stosik cały i ... zapomniałam.
I dobrze.


Obawiam się, że czytana kilka lat temu mogłaby mnie rozsadzić.
Dziś też próbowała.
Wytrwałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pokrytykowałbyś trochę...:) Zapraszam

AddThis