Poszukiwanie sensu życia jest jednym z najstarszych i najdonioślejszych, ale i najbardziej frustrujących zajęć ludzkości. Porażki w tym poszukiwaniu stanowią nie tylko przejaw dzisiejszych kryzysów kulturowych i cywilizacyjnych, lecz należą także do głównych ich powodów. Dzisiejsza sztuka i literatura niejako żywi się nimi. Kiedyś analizując dzieło literackie, należało odpowiedzieć na pytanie: "CO AUTOR CHCIAŁ PRZEZ TO POWIEDZIEĆ"; dziś nawet najwięksi autorzy poszukują jedynie nowych środków wyrażenia beznadziejności życia.
Michał Heller


Kiedy czytam, zawsze mam wrażenie, jakbym jadła. Natomiast potrzeba czytania jest jak nieznośny wilczy głód.

Susan Sontag


Literatura to próba zapisania na jakiś twardy dysk tego, co masz na pulpicie.
Agnieszka Wolny-Hamkało

piątek, 8 sierpnia 2014

Pochłaniacz czasu

Sasza nie znosiła słowa "intuicja". Miało zbyt ambiwalentne konotacje wśród policjantów, choć większość z nich posługiwała się intuicją na co dzień. Ale intuicja plus trzeźwa ocena faktów zawsze przynosiły efekt w pracy z ludźmi. Życie to codzienne przesłuchanie, tyle że nie wystarczy słuchać. Trzeba też widzieć. Wtedy nie tylko się słucha, lecz także słyszy. [237]

Może cała ta historia nie wydarzyłaby się, gdyby nie fakt, że Sasza poczuła znajome uczucie buntu. Zderzenie z systemem, którego nie da się zmienić [265].  Fenomenalna scena odprawy w kryminalnym nie pozostawia złudzeń: Sasza ma genialną intuicję, doskonały warsztat, ale w starciu z systemem, reprezentowanym przez samych mężczyzn, będzie musiała wykazać się też nadludzką cierpliwością - nikt z obecnych w salce konferencyjnej nie chce jej słuchać.  Nikt nie chce  s ł y s z e ć, co ma do powiedzenia. Im mocniej profilerka naciska, aby w śledztwie sięgnąć do faktów z zamierzchłej przeszłości, tym częściej słyszy: Po co?
- A co to ma do rzeczy? - oburzyła się Sasza. - Zakłada pan rozwiązanie, zamiast analizować zgromadzone dane. Trzeba wziąć pod uwagę wszystkie hipotezy, a nie te najbardziej oczywistą.
- Nie trzeba szukać mózgu w dupie, skoro jest w głowie - odciął się policjant. Koledzy wsparli go gremialnym śmiechem. [293]
Oczywiście Sasza nie daje za wygraną.

Intryga, w którą została wplątana Sasza Załuska sięga korzeniami do lat dziewięćdziesiątych. To wtedy kilkoro młodych ludzi - Marcin, Wojtek, Przemek, Janek i Monika - uwikłało się w układy, z których nie było już wyjścia. Czas nie ma tu nic do rzeczy: kto raz wszedł na orbitę mafijnych porachunków, ten zostanie na niej na zawsze. Może zmienić nazwisko, zawód, wygląd... - grzechy z przeszłości cichym ścigać go będą lotem. Śmierć popularnego piosenkarza celebryty, którą w roku 2013 emocjonują się media, a której zagadkę Sasza próbuje rozwikłać, jest jednym z elementów układanki z trójmiejską mafią w tle. Układanka nigdy nie została skończona. Pojedyncze miejsca wciąż czekają na swoje brakujące puzzle. Części z nich po prostu jeszcze nie odnaleziono, o miejscu przechowywania kilku policja wie doskonale, ale...  Ale kiedy ma się do czynienia z mafią nic nie jest proste i oczywiste. Tragiczne uwikłanie okazuje się losem nie tylko kilkorga niebacznych młodych ludzi - wraz z rozwojem akcji zdajemy sobie sprawę, że to, co wydarzyło się dwadzieścia lat temu zalega cieniem na wielu życiorysach. Zbyt wielu.
Sasza krok po kroku misternie rekonstruuje wydarzenia sprzed lat i odnajduje ich wpływ na tragiczne wypadki w klubie Igła.  Nic nie jest takim, jakim wydaje się na pierwszy rzut oka. Palimpsestowe opowieści, którymi raczą profilerkę kolejni podejrzani, zaczynają układać się w jej głowie w sensowną całość. Miejsca niedookreślenia wypełnia podpowiedziami intuicja - i nie myli się.  Ale też "intuicja Saszy" to kategoria sama w sobie. Załuska sroce spod ogona nie wypadła. Jej biografia naznaczona jest traumatycznymi przeżyciami i dramatycznymi zwrotami akcji - jak powieść, jak film. Trzecie oko i szósty zmysł okazały się wielokrotnie warunkiem przetrwania. A Sasza ma dla kogo trwać - ma córkę. Więc intuicja jej nie zwodzi. Załuska posłusznie idzie za jej głosem i drąży, szuka, sprawdza. Nic nie jest takim, jak wydaje się na pierwszy rzut oka. Nikt nie jest takim, jakiego gra przy pierwszym spotkaniu. Pełnokrwiści bohaterowie odkrywają swoje kolejne oblicza. Powiedzieć: "prawdziwe", to minąć się z prawdą. W "Pochłaniaczu" mamy do czynienia z postaciami skomponowanymi z pełnej gamy odcieni szarości: nikt nie jest wyłącznie dobry albo wyłącznie zły. Skomplikowane motywacje stoją zarówno za gestami dobrej woli jak i za zbrodniczymi poczynaniami.
 Sasza umiejętnie porusza się w labiryncie ludzkich spraw. Z profilerską pieczołowitością i psychologicznym znawstwem zmusza swoich rozmówców do ujawnienia faktów, dzięki którym rekonstruuje zawiłą intrygę. Za plecami wciąż czuje oddech kolegów z kryminalnego: darzą ją coraz większym szacunkiem, ale nie szczędzą złośliwości. No, może z wyjątkiem Jacusia "Jekylla", który od samego początku wierzy w "intuicję Saszy" i Duchnowskiego "Ducha", który niby też, ale czasem musi pokazać lwi pazur.  Nie przejmuje się jednak, bo ma kilka osobistych powodów, aby sprawę doprowadzić do końca. Po pierwsze, to nie koledzy z kryminalnego zaprosili Saszę do współpracy - to Sasza wprosiła się sama. Dlaczego? Bo ktoś podający się za właściciela klubu Igła potrzebował "komercyjnej analizy" - podejrzewał kilka osób o kradzieże i szantaż.
 Po drugie, Sasza wsiąka w sprawę z powodów emocjonalnych. Jeszcze zanim padną strzały, udaje jej się zamienić kilka zdań z piosenkarzem celebrytą:
Ciemne oczy szelmowsko zmrużone. Twarz z kilkudniowym zarostem, zwichrzona chłopięca fryzura. Farbowany blondyn. Ubrany był w T-shirt, skórzaną kurtkę, białe dżinsy i conversy ze skóry. Wpatrywała się kompletnie zbita z tropu i przerażona jednocześnie. Déjà vu zdarza się tylko w filmach, ale ten mężczyzna przypominał jej kogoś dla niej bardzo ważnego. Ten ktoś nie żył od siedmiu lat. Wszystko było inne: miejsce, lokal, ubranie i twarz mężczyzny. Ale reszta, cała otoczka, zgadzały się. Znicze, jego postać w miękkim świetle i ciemność sutereny. Stała teraz jak słup soli i czuła, że rumieni się jak uczennica. [140]
Śledztwo toczy się wielowątkowo. Bogate tło obyczajowe, niezwykła dbałość o detale, potoczysty język i perfekcyjne tempo narracji sprawiają, że za każdym z wątków podąża się z równym zaciekawieniem. Każdy trop może okazać się tym właściwym. Nieraz przyjdzie czytelnikowi w czasie lektury kartkować powieść od początku, żeby sprawdzić, czy potwierdzają się jego przeczucia. A jest co kartkować. "Pochłaniacz" to 667 stron opowieści, którą naprawdę pochłania się w ekspresowym tempie.
Muszę przyznać, że w czasie lektury odwlekałam wszystkie inne zajęcia. Mam ten nieznośny dla siebie samej zwyczaj, że czytając powieści kryminalne zawsze staram się ubiec detektywa i jeśli mi się to nie udaje, uważam powieść za dobrą. Tym razem intuicja czytelnika okazała się w kilku kwestiach szybsza od "intuicji Saszy". Z oczywistych względów nie mogę powiedzieć wam, o co chodzi, ale zdradzę, że moja intuicja wykonała zdradziecką woltę co najmniej dwa razy jeszcze przed połową powieści. A niech ją!  Pojęcia nie mam, czy te perełki rzucone mi pod nogi, to świadomy zabieg Autorki (dlaczego tak prędko? dlaczego już na stronie... przepraszam, obiecałam,  żadnych spolierów), czy za dużo czytam i moje zmysły wyostrzone są do granic możliwości. Na szczęście w "Pochłaniaczu" zagadek do rozwiązania było bez liku, więc mój czytelniczy apetyt (na szczęście większy od intuicji...) został w pełni zaspokojony.
Sasza Załuska na dobre rozgościła się w moim sercu. Tak jak kiedyś Lisbeth Salander. Uwielbiam dobrze napisane kobiece postacie po przejściach. I tak jak Saszka podążyła za swoją intuicją wiedziona jakimś emocjonalnym impulsem z przeszłości, tak ja podążę za Saszką wiedziona... podobnymi upodobaniami kulinarnymi:
Odłożyła akta i ruszyła do kuchni, by zrobić sobie herbatę i makaron z pesto. Gotowanie nigdy nie było jej pasją, ale opracowała kilka potraw, które jej smakowały i których przygotowanie nie zajmowało zbyt wiele czasu. Potrzebowała wciąż tych samych produktów. Makaron durum, dobra oliwa z oliwek, bazylia, pomidory, bakłażan, awokado, prawdziwy włoski parmezan oraz dużo czosnku. [478]
Wiem, wiem, że po popełnieniu TAKIEJ powieści Katarzyna Bonda jest teraz wszędzie, ale kiedy zdążyła zajrzeć do MOJEJ kuchni ;)? I skąd wie, że kiedy robię przerwę w czytaniu lub pisaniu zawsze marzę o makaronie...?
Polecam Wam pierwsze spotkanie z Saszą Załuską i z niecierpliwością czekam na następne. Cesarzowa Aleksandra i Królowa Katarzyna mają we mnie wierną poddaną.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pokrytykowałbyś trochę...:) Zapraszam

AddThis