Poezja, to - jak słusznie zauważa Adam Zagajewski - małe ziarnko zachwytu, które zmienia smak świata.
Trzy Ziarenka dla Was, Drodzy Czytelnicy, na dosmaczenie Dnia.
Najlepszego.
bez
największym wydarzeniem
w życiu człowieka
są narodziny i śmierć
Boga
ojcze Ojcze nasz
czemu
jak zły ojciec
nocą
bez znaku bez śladu
bez słowa
czemuś mnie opuścił
czemu ja opuściłem
Ciebie
życie bez boga jest możliwe
życie bez boga jest niemożliwe
przecież jako dziecko karmiłem się
Tobą
jadłem ciało
piłem krew
może opuściłeś mnie
kiedy próbowałem otworzyć
ramiona
objąć życie
lekkomyślny
rozwarłem ramiona
i wypuściłem Ciebie
a może uciekłeś
nie mogąc słuchać
mojego śmiechu
Ty się nie śmiejesz
a może pokarałeś mnie
małego ciemnego za upór
za pychę
za to
że próbowałem stworzyć
nowego człowieka
nowy język
opuściłeś mnie bez szumu
skrzydeł bez błyskawic
jak polna myszka
jak woda co wsiąka w piach
zajęty roztargniony
nie zauważyłem twojej ucieczki
twojej nieobecności
w moim życiu
życie bez boga jest możliwe
życie bez boga jest niemożliwe
Płaskorzeźba, Warszawa 1991
Julian Tuwim
Czyhanie na Boga
Kto on zacz - nie wiem, lecz wszędzie Go czuję... Błąkamy się po gwiazdach, po wichrach, po ziemi, Każdy z nas przeciwnika wiecznie prześladuje I ciągleśmy związani myślami tajnemi. Nie wiem, czyli w Nim znajdę druha czy też wroga, Czy do stóp Mu się rzucę, czy też Go ukorzę, Czy na Jego spotkanie ogarnie mną trwoga, Czy On mnie się przestraszy, gdy Mu drzwi otworzę. Szukamy siebie wzajem... I każdy się troska, Każdy się boi wiecznie strasznego spotkania... Więc błądzimy, wędrowce... Miasto, lasy, wioska Na naszej drodze... Wszędzie te same pytania. "Przechodził tu?" - Tak, przeszedł, lecz miał twarz zakrytą. "A tu był?" - Kto? - "Ten Tajny"... Idź dalej... nie wiemy... "A może tutaj?" - Skrył się pod cmentarną płytą... Biegnę!!! Odwalam płytę!... ...Grób pusty... grób niemy... I tak lata już chodzę, i szukam bez celu... A wiem, że i On, Straszny, szuka mnie... zlękniony... Że i On, przeczuwany, pytał o mnie wielu I przebiegł nadaremno wszystkie świata strony... Ale dziś, jak szpieg nędzny, wyśledziłem skrycie, Że będzie tu przechodził... Więc się przyczaiłem, Czekam... Albo mu oddam wszystko, całe życie, Albo Go przeklnę za to, że życie strwoniłem... Wypadnę nań znienacka! Z twarzy Mu zasłonę Zedrę! Zobaczę, kto On - i On mnie zobaczy! Staniemy twarz przy twarzy... Oczy spłomienione Rzucimy sobie wzajem - w szczęściu lub rozpaczy! Czyham!!! Będzie przechodził... już słyszę krok cichy... Iść z Nim razem? Nie!!! Ktoś z nas zdobędzie dziś władzę: Albo za Nim podążę, jak niewolnik lichy, Albo, jak mocarz władny - sam Go poprowadzę! 1 XI 1914 Czyhanie na Boga, 1918 |
Każdy się boi wiecznie strasznego spotkania... ale podmiot mówiący Różewicza boi się dojrzale; konsekwencje tego, co zdarzyło się w jego życiu - przyjmuje. Nie wiem czy z pokorą, ale na pewno z przeświadczeniem, że tak bywa, że nie wszystko toczy się w życiu zgodnie z planem; że wielka improwizacja raczej człowieka myślącego nie ominie. U Tuwima strach ... jaki tam strach, będzie dobrze, będzie wzniośle, będzie bosko.
Różewicz mnie uwiera. Jak w bucie ziarnko piasku. Coraz bardziej.
Chyba Go rozumiem.
Tuwim zaraża entuzjazmem. Czyham. Wciąż liczę na cud.
Chyba go rozumiem.
Wszędzie te same pytania.
I tylko czasem głos słyszę z zaświatów; Kaczmarski do snu mi śpiewa:
A kiedy walczył
Jakub z aniołem
I kiedy pojął,
że walczy z Bogiem
Skrzydło
świetliste bódł spoconym czołem
Ciało
nieziemskie kalał pyłem z drogi
I wołał — Daj mi
Panie, bo nie puszczę
Błogosławieństwo
na teraz i na potem
A kaftan jego
cuchnął kozim tłuszczem
A szaty Pana
mieniły się złotem
On sam zaś
Pasterz, lecz o rękach gładkich
W zapasach wołał
— Łamiesz moje prawa
I żądasz jeszcze
abym sam z nich zakpił
Ciebie, co
bluźnisz grozisz błogosławił
A szaty jego
mieniły się złotem
Kaftan Jakuba
cuchnął kozim tłuszczem
W niewoli praw
twych i w ludzkiej niewoli
Żyłem wśród
zwierząt obce karmiąc plemię
Jeśli na drodze
do wolności stoisz
Prawa odrzucę
precz a Boga zmienię
I w tym
spotkaniu na bydlęcej drodze
Bóg uległ i
Jakuba błogosławił
By wolnych poznać po tym, że kulawi.Kiedyś pisałam:
Ów
Jakubowy brak pokory to jeden z symptomów nadciągającej, niczym burzowa chmura,
transgresji. Starotestamentowy Jakub podobny jest z jednej strony do Mickiewiczowego Gustawa–Konrada–Pielgrzyma, z drugiej do Leśmianowego Pana Błyszczyńskiego. Kategoryczność
jego żądań ma w sobie siłę rażenia Konradowej Wielkiej Improwizacji. „Daj mi
Panie, bo nie puszczę” woła i Konrad wołał „daj”, dopominając się rządu dusz.
„Łamiesz moje prawa / I żądasz jeszcze abym sam z nich zakpił” odpowiada Bóg i
tego samego oczekiwał od Boga twórca ogrodu zieleniejącego na wymroczu – „O,
Boże, wejdź do mego ogrodu! / Do ogrodu!... Do – mojego!... Do – mojego! [...]
/ I cóż z tego, że czary!...”. Takie właśnie wytrwałe i natarczywe wołanie do
Boga pozbawione znamion pokory rodzi transgresję. W wymienionej trójcy – Jakub,
Gustaw–Konrad, Błyszczyński – to bohater Dziadów
okazuje się postacią najmniej transgresyjną; rzec można: najspokojniejszą i
najpokorniejszą – niczego na Bogu nie wymusi; przeciwnie: podda się Bożej woli
i pójdzie wyznaczoną sobie ścieżką. Jakub otrzyma w końcu błogosławieństwo,
choć przypłaci je okulawieniem; Błyszczyński odbędzie z Bogiem przechadzkę po
gęstwinie, co szumiała poza życia drogowskazem.
Zastanawiający i fascynujący jest u Kaczmarskiego
ostatni wers liryku – dlaczegóż „wolnych poznać po tym, że kulawi”? Nasuwa się
co najmniej kilka możliwych odpowiedzi.
Kulawość
jest pars pro toto niepełnosprawności,
upośledzenia narządu ruchu, które uniemożliwia przemieszczanie się tak szybko,
jakby się chciało. Jakub został więc w pewien sposób wyhamowany; wstrzymany w
biegu – Pan odjął mu w ł a d z ę nad własnym ciałem. Prawda: to tylko jedna
noga, ale zachwiana została równowaga sprawiająca, że człowiek ma poczucie
panowania nad swoim losem. Upośledzając ciało Jakuba, Bóg przyznał prymat jego
duszy: uległ i błogosławił, szanując ludzką wolność wyboru w kwestii sposobu
porozumiewania się z Absolutem. Nie potraktował Jakuba jak zbuntowanego
odszczepieńca; wysłuchał jego natarczywego, niepokornego wołania.
Jest więc Jakubowe upośledzenie
stygmatem. Człowiek wolny powinien stanowić najdoskonalszą formę ludzkiej
egzystencji, tymczasem Bóg wskazuje na niego jako na formę w pewien sposób
„wybrakowaną” – po leśmianowsku: kalekującą. Czego brakuje ludziom wolnym?
Odpowiedź na tak postawione pytanie wymaga doprecyzowania kontekstu, w jakim
jest stawiane. Otóż wolnym, wierzącym w Boga bezwarunkowo, nie brakuje niczego.
Tym zaś, którzy błądzą, wątpią, poszukują, miotają się między skrajnymi do Boga
uczuciami i w sytuacji głodu metafizycznego gotowi są nawet na podjęcie
transgresyjnych eksperymentów, brak stabilnego oparcia. Przyjmują oni za
pewnik, że wolność to całkowita i wyłączna odpowiedzialność za swój los, nie
mogą więc powiedzieć – „mam obrońcę Boga, nie przyjdzie na mnie żadna straszna
trwoga”. I owa trwoga towarzyszy im nieustannie; trwoga, że może jednak są
rzeczy, które od człowieka nie zależą, ale... – nie ma dalszego ciągu, bo
rodziłaby się konieczność zawierzenia komu innemu niż ja sam, a dla wierzących
jedynie w człowieka oznaczałoby to utratę wolności.
Wolność można też pojmować jako
swego rodzaju upośledzenie człowieczego funkcjonowania w grupie, społeczeństwie.
Człowiek wolny więcej widzi, rozumie, wie – to żaden luksus; przeciwnie: tak
wykorzystana wolność rodzi jedynie ból istnienia, a u jednostek nadwrażliwych
może prowadzić do głębokiej melancholii. Wolny nie pędzi przez życie,
delektując się każdym drobiazgiem i podziwiając misterną konstrukcję
wszechświata.
Wreszcie wolność to świadomość
własnych ograniczeń i zgoda na nie. Jakub nigdy już nie rzuci się w pogoń za
ciałem nieziemskim, zyskał jednak upragnione błogosławieństwo. „Bóg uległ”,
czyli, że w jakiś sposób – sobie tylko wiadomy – jednak zakpił z własnych praw.
Pokazał mimo to lwi pazur, okulawiając Jakuba. Raz jeszcze zostało dowiedzione,
że transgresyjny eksperyment ma największą wartość, jeśli bunt metafizyczny
jest buntem przeciwko Transcendencji. I w tym spotkaniu na bydlęcej drodze
dochodzi do najtrudniejszej konfrontacji; czy gdyby naprzeciwko siebie stanęli
dwaj ludzie byłoby komu u l e c...?
Dziś znów wczytuję się w Różewicza, Tuwima i Kaczmarskiego.
Znów więcej pytań niż odpowiedzi.
Wolę pytać.
Świetny tekst, chyba zostanę na tym blogu na dłużej! :) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń